niedziela, 9 lutego 2014

Opis zimowiska 2014r. :)

Sąd objazdowy w Drzewcach koło Nałęczowa zatwierdził ten opis


Na tym zimowisku uczyłyśmy się, jak zachować się na sali sądowej, dyskutować i nie przekraczać w tych dyskusjach pewnych granic.Spotkałyśmy się wszystkie o 7.20 na dworcu PKP 27 stycznia, każda z plecakiem, nie raz większym od swojej właścicielki.Nie jechałyśmy zbyt długo, już przed południem byłyśmy na miejscu, a tam Kinga przekazała nam dwie dobre wiadomości: 1- będziemy szły dłużej niż pierwotnie było mówione, 2-bez plecaków (hurra)! Szłyśmy aż do Nałęczowa, gdzie pozwolono nam chwilę odsapnąć po tej rozgrzewce, przy parujących kubkach herbaty i kompotu (co tam kto chciał).





 Po obowiązkowym wystaniu w kolejce do miejsca ustronnego i wypiciu (przynajmniej częściowym) owych płynów, zrozumiałyśmy co oznaczają owe dziwne i różne od siebie znaczki, które każda z nas miała na swoim liście .Po prostu: uczestniczyłyśmy w absolutnej nowości: podziale zastępów. Musiałyśmy rozstać się ze sobą na czas zimowiska (choć, oczywiście spałyśmy zastępami, no i wszelkie apele, musztrę itd. miałyśmy wspólnie, ale na apelach stałyśmy w tych nowych zespołach). Zostałyśmy podzielone na kancelarie, prawnicze oczywiście. Chodziło o to, żeby drużyna jak najbardziej się zintegrowała. Każda kancelaria nazywała się tak jak przełożona kancelarii, czyli ktoś z ZZ (ale o tym dowiedziałyśmy się później). Kiedy już skończyło się zamieszanie związane z podziałem, ustalanie. kto jest z kim, jak się nazywa,i z jakiego jest zastępu dostałyśmy pierwsze zadanie: przeprowadzić zwiad; dowiedzieć się kiedy założono Nałęczów, kiedy otrzymał on prawa miejskie i co to jest „Ben canto” i kiedy się odbywa  oraz uwiecznić pobyt patrolu pod domkiem Żeromskiego. Jednak była jedna przeszkoda. Kancelarie podzielone były na małe i duże. W pierwszej rundzie duże kancelarie miały łapać małe , jeśli udało im się złapać choć jedną z przeciwnej kancelarii musiałyśmy się bić. Wygrywała ta osoba, która powaliła drugą na ziemię. Wygrywał patrol w którym pozostała choć jedna niepowalona osoba bez przeciwnika. Oto dowody:







Po pewnym czasie każda kancelaria udała się do wybranego lokalu, gdzie każda z nas posilała się czymś na koszt drużyny (w „Ewelinie” kancelaria Chlebowska zjadła więcej kremówek niż statystyczny człowiek przez kilka miesięcy). Potem zabawa zaczęła się na nowo, przy czym, oczywiście, była zamiana ról ( duże kancelarie stawały się małymi i na odwrót ). O ustalonej godzinie wszystkie wróciłyśmy do „Starej apteki” gdzie dostałyśmy obiad. Po obiedzie kompocie i odstaniu w długaśnej kolejce ruszyłyśmy w dalszą drogę, tym razem na nocleg, do szkoły. Kiedy doszłyśmy i odkryłyśmy w jakiej sali śpimy i co się tam znajduję byłyśmy zachwycone (uwaga! Mówię tu o „Tęczy). Marcela wybrała dla nas na nocleg zerówkę, a było tam… wszystko! Lalki, instrumenty, pluszowy wąż i gwóźdź programu: wygibajtus! Grałyśmy w niego namiętnie:):


Tego samego dnia ozdabiałyśmy księgi dobroci, których rolę pełniły teczki-niezbędnik każdego prawnika.:) Tego dnia był też apel rozpoczynający zimowisko i tylu sprawności otwartych i zamkniętych naraz, to ja osobiście jeszcze nie widziałam. A przed apelem jeszcze zdążyłyśmy się umyć.

Każda z nas miała cztery minuty na umycie się. W razie gdyby któraś z nas się nie wyrobiła się w tym czasie Marcela miała odsłaniać nam kotary, ale do tego na szczęście nie doszło:). Dla oszczędności czasu w mundury przebrałyśmy się już w pokoju, zalecano nam, aby do pokoju wracać w ręczniczkach… było ciekawie… Po apelu było jeszcze świeczysko.


 Po świeczysku chętne osoby mogły nauczyć się szyć kołnierzyki do munduru, a co do reszty- bezwzględna cisza nocna (teoretycznie). Reszta zimowiska była równie intensywna. Codziennie pobudka o ósmej, rozgrzewka i czas na ogarnięcie siebie i pokoju przed śniadaniem, czasem trzeba było w tym czasie przebrać się w mundury. Były też harce. Jednym z dwóch harców  kancelarii Chlebowska ( do której należałam ) było zrobić sobie zdjęcie na rowerze, jak widać akurat to nam się udało mimo niesprzyjających warunków pogodowych:)





Brałyśmy udział w rozprawach sądowych- o to, kto ukradł podwieczorek oraz o winie lub niewinności osoby, która nie udzieliła pomocy, nielegalnie uwieczniła i zniesławiła w Internecie inną osobę. Było też jak zawsze zdobywanie milczka. Z całej drużyny zdobyła go tylko Sylwia z naszego zastępu. Gratulacje dla Sylwii! Aby nasza milcząca wytrwała w swoim postanowieniu, na korkowej tablicy w naszej sali zawisła kartka:





  Robiłyśmy też pizze. Każda kancelaria otrzymała składniki i miała zrobić własną, niepowtarzalną pizzę.







 I przeszłyśmy kurs pierwszej pomocy- można się przy nas czuć bezpiecznie:) Noc Kapitańska była super! Tęcza jak zwykle poszła spać ostatnia, ok. 5.00 nad ranem, a pobudka była normalnie, w pociągu więc część z nas mimowolnie wpadła w objęcia Morfeusza…Przed wyjazdem musiałyśmy jeszcze posprzątać i się spakować- trudno powiedzieć co gorsze… Jakoś tak jest, że pod koniec zimowiska każda rzecz zajmuje przynajmniej sześć razy więcej miejsca niż normalnie i jest co najmniej cztery razy cięższa niż zwykle… Nasze zastępowe opuściły nas zaraz po apelu kończącym zimowisko, więc wywinęły się od sprzątania i pomocy nam w upychaniu ostatnich rzeczy w plecakach-szczęściary:) Mimo rozmiarów plecaków i ich ciężaru doszłyśmy jakoś na stację w tej samej liczbie w której wyszłyśmy:) To było bardzo udane zimowisko. Szkoda, że tak szybko dobiegło końca… Nie możemy się już doczekać następnego wyjazdu! Wiwat harcerstwo i Wiwat Tęcza :)



                                                             Reszta zdjęć niebawem:)


Pisała Druhna Marysia Kozak :)


UWAGA,UWAGA! :-)
Nad nazwą bloga, możecie teraz znaleźć 3 zakładki; Strona Główna,Trochę o harcerstwie i ...... Nasz Tęczowy śpiewnik <
Tam będzie można znaleźć wiele harcerskich piosenek, i chwyty gitarowe do nich :)

1 komentarz: